Komentarze: 2
"Killing in the name of..."-RATM
Witam,witam ponownie! Cały tydzień spędziłam wkuwając się do klasówek (można zwariować :p zresztą sami wiecie...).
Wczoraj miałam pierwszą dyskotekę w nowej szkole.Wiem,że niektórzy powiedzą,że dyskoteki są beznadziejne,ale ja je lubię.Lubię te przygotowania,lubię tańczyć.Zawsze to coś nowego.Niestety ta impreza była beznadziejna. Cały czas prosiłam Carmelita (zastępca przewodniczącej szkoły),żeby puścili coś mocniejszego niz tylko disco i hip hop. I nic.Próbował przekonać chłopaków przy komputerze,ale olali go.W końcu na koniec puścili 20 sekund z "Bring me to life" Evanescence i jako ostatnie "Nothing else matters" Metallici.Ale widocznie tylko ja jestem niezadowolona,bo wszyscy inni mówią,że było świetnie.No i w dodatku,następny powód beznadziejności-popełniłam głupi błąd w stosunku do mojego kolegi i chyba nic już nie mogę naprawić.Dlaczego dogadać się z facetem jest tak trudno? Wyszłam wściekła,a potem stałam moknąc przed szkołą i zbierało mi się na płacz. Wróciłam do domu i gadałam bite dwie godziny z mamą.Ale potem i tak przepłakałam całą noc.
Dobrze,wiem,że może nie jestem obiektywna,ale ten wieczór powinien być denny nie tylko dla mnie.
Jednak były i dobre wydarzenia w tym tygodniu.Np.to,że po remoncie w moim pokoju wreszcie w nim mieszkam:) Ściany są koloru mango.Zabójcze.
No,a w poprzednią sobotę (której niestety nie opisałam) urządziłam sobie z Krzychem super imprezkę. Oglądaliśmy "Kolekcjonera",żarliśmy Choclairsy (wielkie pudełko=),
słuchaliśmy muzy,popijaliśmy tzw.Canari (troszkę mi się kręciło w główce...) i gadaliśmy o czym popadnie. Powodem była radość z nocnego wyjścia naszych rodziców na balangę.
Jednym słowem-było super.Właśnie takie rzeczy zapamiętuje się na całe życie.
Dzięki,Krzysiek:)
Co tu więcej napisać.Pokochałam język hiszpański! Do ksywek wszystkich kumpli w szkole dodaję -ito. Więc jest Carmelito,Pepito,Sabrosito...(choć to ostatnie ma inne znaczenie).No,więc będę już kończyć. Komentujcie,komentujcie,ludziska!!!